Obserwatorzy

wtorek, 25 listopada 2014

gwiazda i reniferek

Witajcie!

Dziś tak króciutko. Pokażę tylko, jak spędziłam wczorajszy wieczór.
Uciechy miałam po same pachi. Jeszcze teraz jak to piszę to mi się gęba cieszy.

Do rzeczy! Wczoraj na blogu naszej zdolnej koleżanki Justynki wypatrzyłam piękną siedmioramienną gwiazdę oraz przesympatyczne reniferki i oczywiście kursiki do tego.
Strasznie się napaliłam na te piękne rzeczy.
Siadłam wieczorkiem do stołu i myślę: rach ciach i gwiazda będzie gotowa. 
Troszkę się namęczyłam przy stworzeniu samej gwiazdy (stelażu), ale potem to już szybciutko poszło. Następne pójdą na pewno łatwiej. :)))

Ale śmiechowe reniferki podbiły moje serce. A jak pokazałam dla męża (bo dzieci już dawno spały), 
to obydwoje rechotaliśmy jak dzieciaki. 
Poważnie!!! 
Spróbujcie. 
POLECAM. 
Zabawa na maxa!!!

Zobaczcie sami.


Pozdrawiam
Marta Sz.

czwartek, 13 listopada 2014

GABARYT XL

Witam bardzo serdecznie!!!

Dziękuję bardzo za wszystkie słowa pozostawione pod ostatnim słodkim postem - jak miód spływały po moim serduchu, a gęba się rozjeżdżała od ucha do ucha.

DZIĘKUJĘ, ZA TO, ŻE JESTEŚCIE ;)))

Chcę Wam dziś pokazać kosze XL, które powstały jakich czas temu. Niestety są dość krzywe, ale są to moje pierwsze tego rozmiaru kosze. Ważne, że spełniają swoją przypisaną rolę.

Te kolorowe kosze powstały dla mojego młodszego synka na rajstopki, majteczki, skarpetki. Na dnach tych koszy uczyłam się techniki decoupage z gazet. Przykleiłam również filc na rogach, ponieważ kosze stoją w szafie. Wsuwając i wysuwając porysowałabym półkę.

Jeden jest prosty i stoi z tyłu szafy, a drugi z wycięciem stoi z przodu półki.


A tak prezentują się w szafie.


Kolejny kosz powstał na moje potrzeby. Schowałam w nich różne pierdołki. 
W boku kanapy mam 4 półki. I w pierwszej wersji miałam zrobić cztery jednakowe kosze do tych półek, ale na jednym poprzestałam. Może w przyszłości bardziej się zmobilizuję, albo jak zacznę robić proste kosze.
Najbardziej podoba mi się w nim dno. Zdjęcia z katalogów wycieczek zagranicznych.

A tak wygląda już na swoim miejscu.

A to mój listownik. Musiał powstać!!! Zawsze jak wyciągałam pocztę ze skrzynki, nie zawsze miałam czas ją rozpakować, a jak już nawet przeczytałam, to nie zawsze starczyło czasu na włożenie pisma na miejsce.
I tak zawsze rosła sterta, która wstrętnie wyglądała na komodzie, bo tam najłatwiej ją było układać. 



Mam jeszcze zrobione koszyki mniejszych gabarytów, i fotki też już są, tylko je trochę oprawić i będzie kolejny post.
A nowe prace pozaczynane, a mi wciąż brakuje czasu, na wszystko.
Część czeka na lakier. Muszę się zebrać z nimi i jechać na wieś. Tata ma sprężarkę, a ja zainwestowałam w pistolet. Dużo lepiej wyglądają duże prace lakierowane pistoletem. 
Jak maluję pędzlem, to lakier mi się pieni pod pędzlem i zostają po wyschnięciu takie półbąbelki. Nie rzuca się to w oczy, ale mnie to denerwuje.

Pozdrawiam
Marta Sz.

piątek, 31 października 2014

urodzinowe torty

Witam wszystkich serdecznie!!!

Dzisiejszy post jest wyjątkowy. I nie tylko dlatego, że nie będzie nic o wiklinie, ale dlatego, że mój młodszy synek wczoraj skończył 4 latka.

A z tej okazji mamusia przygotowała specjalny tort. Jestem z siebie bardzo dumna, ponieważ takie wariacje tortowe robiłam pierwszy raz.
Synek był zachwycony.... przez pierwsze 5 minut. Po tym czasie dopatrzył się, że auto nie ma spoilera, a to na błotniku niema jakiegoś napisu, a to grzmot nie taki, a to to, a to tamto....

No cóż... życie ;-)))   Sami zobaczcie. Ja jestem przeszczęśliwa!!!




A to moje pociechy.

Pochwalę się jeszcze jednym torcikiem, wykonanym tydzień temu w prezencie urodzinowym.

To na tyle o tortach.

Pozdrawiam cieplutko z zimnych Mazur
Marta Sz.


poniedziałek, 13 października 2014

dwa fiolety

Witajcie;-))

Niedawno otrzymałam nietypowe zlecenie od swojej trzyletniej siostrzenicy. Mówi do mnie tak: ciocia, a ja też chcę taki koszyk. A ja na to, że mam taki specjalnie dla Ciebie. Ona, że nie taki chce, tylko fioletowy.

Hmmm ..., no dobrze. Ciocia zrobi dla Ciebie fioletowy.

Jeszcze tego samego wieczoru, zaczęłam fioletowy koszyk. I tak się rozpędziłam, że to nie koszyk, ale kosz zaczął się ukazywać moim oczom. Stwierdziłam, że dla trzylatki taki kosz będzie za duży i zaczęłam trochę na nim eksperymentować.
A efekty poniżej.





Ale dla siostrzenicy obiecane, a rurki fioletowe prawie się skończyły!!!!

Kolejny wieczór upłynął na malowaniu rurek, ale tym razem barwnik + farba akrylowa. Poprzednie malowałam tylko barwnikiem rozrobionym z wodą. Brudzą takie rurki.

Zaczęłam wyplatać coś mniejszego. Zastosowałam rurki brudzące i akrylowe.
Szybko musiałam polakierować, bo szykowała się wizyta u siostry i z tego rozpędu zapomniałam strzelić fotki. Ale jest przed lakierowaniem.


Kiepska jakość, bo telefonem. Ten większy też przed lakierowaniem.

A dzisiaj wyjątkowa okazja była, aby obdarować kogoś szczególnego, tym większym koszykiem.
Alicjo! Jeszcze raz - życzenia wytrwałości w kroczeniu tą ścieżką!!!

Pozdrawiam
Marta Sz.

sobota, 4 października 2014

to już było

Witajcie ;-)))

Od razu dziękuję za tak miłe słowa pozostawione pod moim pierwszym postem. Same wiecie jak to dużo znaczy. Ojej, jak mi się serce raduje!!!!

Dziś chcę Wam pokazać prace, które ostatnio wręczałam w prezencie.

Tak, to już było. Publikowałam je na swoim profilu google.

Ten koszyczek jest niewielki. Powstał bardzo spontanicznie. Przeglądając nowy katalog bon prixa, spodobały mi się w nim kolorki .


Ale po wypleceniu nie wyglądał najlepiej, więc przetarłam go białą farbą.
Dorobiłam jeszcze koraliki. Też są z papieru, a podpatrzyłam je na fb polskiej wikliny papierowej.


Wypełniony słodkościami powędrował do Beatki.

       A ten kosz malowany był kiślem kawowym. To prezent urodzinowy dla bratowej, która zamówiła go bardzo, bardzo dawno temu. Kosz docelowo stoi w WC ze środkami czystości, stąd zawieszka i dno z bakteriami domestosowymi.


A poniżej moja perełka. Listownik imieninowy dla mamy.
Po raz pierwszy malowałam rurki farbą akrylową z barwnikiem. Super pokrywa druk gazetowy.






Jeszcze jedna fotka. Bardzo spodobał mi się ten widok, jak kręciłam rurki lidlowskie i tak odkładałam i odkładałam na stół. I wyszedł piękny obrazek.


Życzę spokojnej niedzieli.

Pozdrawiam
Marta Sz.

czwartek, 2 października 2014

zostałam blogerką

Witajcie!!!
W końcu odważyłam się!!! Mam swój blog. 
Ale droga do tego była baaardzo długa. Ale od początku ;))


Zakochałam się w wiklinie papierowej ponad rok temu. Całkiem niechcący, przeglądając Internet, wpadłam na stronki  poświęcone wiklinie papierowej. Oglądałam tam cuda, nie wierząc, że to wszystko można zrobić z papieru. 
A że mam zamiłowanie do robótek ręcznych to… machina ruszyła.
         

Zaczęłam kręcić rureczki. I tak powstał mój pierwszy koszyk. Teraz mogę powiedzieć, że był okropny. Cóż, byłam tak zafascynowana papierową wikliną i tak bardzo chciałam się pochwalić i pokazać całej rodzinie, że to można SAMEMU zrobić, więc postanowiłam podarować koszyk w prezencie urodzinowym dla mojej cioci.






I tak minął maj 2013 roku. 
A w czerwcu powstał kolejny koślawiec, który podarowałam koleżance z pracy. Chciałam tak coś od serca podarować, ponieważ to Jej zawdzięczam pracę i wiedzę, którą mi przekazała. Niestety, ku mojej rozpaczy, odeszła z firmy.
Dziękuję Teresko!!! I przepraszam za tego krzywulca. 

A potem były wakacje i … po wakacjach :-))) 


Nastała jesień. Nauczyłam się robić róże z liści klonowych. Mąż zaczął się ze mnie nabijać, że rurek mi za mało, to jeszcze liście do domu znoszę i że wynajmie mi dodatkową piwnicę na moje akcesoria, bo jak by nie patrzeć, to trochę się tego nazbierało. 
A tym bardziej, że nasz sąsiad roznosi ulotki marketowe, które się idealnie nadawały na rureczki. Tak mnie nimi uraczył, że  cały bagażnik w swojej fieścinie miałam zawalony i jeszcze tylne siedzenie. Ale dziękuję, bo chyba do końca życia mi ich starczy. Oczywiście ulotki wylądowały w piwnicy. 



W między czasie jeszcze były filiżanki, aniołki i rowerek.
Flip i Flap

pierwsza filiżanka

rowerek jeszcze przed lakierowaniem

Przed świętami zaczęłam hurtowo robić choinki i wianuszki, takie do powieszenia na drzwiach. 
I pierwszy mój sukces, ponieważ dzięki uprzejmości i zaangażowaniu mojej cioci (tej samej, której podarowałam mój pierwszy koszyk), udało mi się nawet trochę sprzedać mojego wytworu. Panie kupujące były zachwycone, a ja? Myślałam, że duma mnie rozerwie na strzępy. Radość nieopisana. 




I tak począwszy od nowego 2014 roku papierowa wiklina stała się moją wielką pasją. 

Zapragnęłam się dzielić swoją pasją z większym gronem, więc zapadła decyzja, że zacznę prowadzić bloga. 
Ale wiecie co? Największym moim problemem był brak pomysłu na nazwę. Po wielkich trudach i mękach powstała nazwa „po prostu marta sz”. 

I jestem ;-)))

Jak na pierwszego posta, to i tak dużo. Mam nadzieję, że nie zanudziłam.Niedługo odezwę się, żeby pochwalić się tym, co stworzyłam przez ten cały rok. 

Pierwsze koty za płoty. 

I jeszcze tylko jedno. 
Zawszy gdy siadam do wyplatania, mój mąż do mnie mówi: w końcu znowu się uśmiechasz. 
Możecie wierzyć lub nie. Najfajniejszą rzeczą w tym wszystkim  jest to, że nawet gdy jestem najbardziej wkurzona, smutna, bądź zdołowana, jak siądę do wyplatania od razu spokój do mnie wraca, dosłownie nirwana. 

Pozdrawiam
Marta Sz.